Normalka, czy przeznaczenie

NORMALKA, CZY PRZEZNACZENIE DNIA


Dzień dobry,

Dziś o wczorajszym dniu, tj sobocie 2 stycznia 2021r (Nie wiem, czy to tylko ja, tak mam, że ciężko mi się wprawia w nowy rok, jeśli chodzi o pisanie daty, czy Wy też tak macie?)

Ale do rzeczy. Wczorajszym rankiem, po kawie, i jajecznicy z boczkiem, zmotywowałem się do wybrania się na PKP, by kupić bilety na zbliżające się podróże. Z racji tego, że jak to mówią sąsiedzi, a i ja zacząłem tak samo myśleć, mieszkam na końcu Poznania, to też by dotrzeć na PKP, tak legalnie, trzeba minimum jechać dwoma tramwajami, iść długi szmat, albo dwa tramwaje, autobus, i nieco mniejszy wielki kawał drogi do przejścia. Ale co tam. Wybrałem się, bo nikt za mnie tego nie zrobi, tak bym miał na bieżąco od razu numerki wagonów i miejsc w wagonach. Co prawda nie we wszystkich składach trzeba mieć miejscówkę, bo np. wracać do Poznania będę aż trzema pociągami bez konieczności posiadania miejscówki, jednak i przy powrotnej podróży, jeden Inter city, też musiał się trafić.

Więc gdy już byłem na Bałtyku, zacząłem zdążać z buta do celu. Bo ja wiem? Coś mi się pozajączkowało i słysząc sygnał zielonego światła, zacząłem przejeżdżać przez główną ulicę w tamtym miejscu. Okazało się później, że to niestety nie było przejście. To było jakieś dwadzieścia metrów dalej. No ale cóż. Przejechałem sobie przez ulicę przez torowisko, i kolejną ulicę, docierając do czegoś czego nie pamiętałem by było wcześniej z wysokim krawężnikiem. Wjechawszy na to coś (nie takie krawężniki moja rakieta pokonywała) usłyszałem po prawej stronie zielone światło. No i się znowu spuściłem na pasy. (tym razem rzeczywiście były to pasy od przejścia dla pieszych. Udało mi się przejechać ulicę, ale natrafiłem na wysepkę, i to z takimi krawężnikami wysokimi, że takich to jeszcze nie widziałem.

Za chwilę, podbiegła do mnie Jakaś Pani, i pytając się,

- Czy chce Pan przejechać tu przez przejście? - 

Skinąłem głową, że tak i Pani gdzieś na chwilę odbiegła, po czym usłyszałem jak drzwi samochodu stuknęły i Pani do mnie przybiegła znów.

- A Pan jest niewidomy, tak? - 

- Tak, jestem niewidomy. - odpowiedziałem.

Pani na to krzyknęła chyba w stronę samochodu, że - Pan jest niewidomy! - a z samochodu usłyszałem głos - To Pan może na czerwonym przejść. - 

Ale gdy światło zmieniło się na czerwone, poczekaliśmy na zielone, bo samochody zaczęły jechać jak głupie. Jednak gdy już światło zmieniło się na oczekiwane, pokonałem przy asyście Pani pasy przy wysepce, torowisko, i następne pasy. Gdy Stałem już twarzą do Targów, Pani Stanęła przede mną, i spytała się

- w którą teraz stronę Pan chce jechać? Stoi Pan twarzą do targów. -

Odpowiedziałem że 

- to ja już sobie poradzę. - A pani, na pożegnanie, jeszcze dla wyjaśnienia, i na pożegnanie, powiedziała - Kłania się straż miejska. -

Tak głupio mi się zrobiło, że przed strażą miejską tak się ośmieszyłem, że gdybym mógł, to bym się schował pod wózek. No ale dalej ruszyłem prosto wzdłuż ulicy, którą miałem po lewej stronie. W krótce dojechałem do śmietnika, i słupka od świateł, więc się ustawiłem przodem do ulicy, i gdy światło zaczęło pikać zielonym kolorem, ruszyłem. Musiałem przełączyć z pierwszego biegu, na piąty, bo zatrzymałoby mnie światło na torach tramwajowych. Przejechawszy przez dwie ulice i wysepkę z torami, szybciutko dostałem się na dworzec - głównym wejściem. Obczaiłem gdzie słychać kasy, i ustawiłem się chyba do przed ostatniej kasy. (Przy tej kasie, była Pani z takim ładnym głosem, że pomyślałem sobie, że pewnie to jest przeznaczenie dnia, taki ładny głos. Zamówiłem u niej bilet do giżycka i na powrotną podróż z przesiadkami, i mało brakowało, a system biletowy by się zawiesił, taką kombinację biletową miałem do wykupienia. Ale w końcu anulowana została operacja,  i tylko z powrotnych pociągów, kupiłem bilet na pociąg pośpieszny z Torunia Wschodniego, do Bydgoszczy Głównej. Szkoda bardzo, że nie ma możliwości nawet z przesiadką z T.W., przebycia spółką regio, bo wtedy nie było by żadnego problemu. No i po jakichś dwudziestu pięciu minutach przy kasie, miałem wszystkie bilety, i teraz w drogę powrotną. Czyli najpierw z Bałtyku, skoczyłem sobie na Słowiańską do biedronki, bo w lodówce prócz światła, nic nie ma już. Zrobiwszy zakupy, tramwajem szesnaście myknąłem na Fredry, gdzie przesiadłem się chyba w trójkę, którą już dotarłem do Śródki. Tu szybko na autobus. Rozejrzałem się po pierwszym stanowisku, i nie było mojego autobusu siedem trzy, więc wyłączyłem silniki zacząłem czekać.

Aż tu podchodzi Pani ze Straży miejskiej , i pyta się mnie O, a Pan teraz tu? Ja przeprowadzałam Pana przed mostem dworcowym przez przejście

- A no wracam z pkp do domu.

- A gdzie Pan mieszka?

- Nie formalnie, to na końcu Poznania. Tam, gdzie już nawet gołębie, nie dolatują. Ale mieszka się całkiem, całkiem.

- To poczekam z Panem na Pana autobus. by Pan bezpiecznie do niego wsiadł.. -

Pani Zaczekała ze mną, mimo że jej autobus się podstawił, po czym  pożegnała się i poszła do swojego transportu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sny o Pływaniu

Tajemnicza nieznajoma

Zaangarzowanie - Daje...