A co dziś - (znaczy wczoraj)

 

17 lutego 2021r.

Dzień dobry,

 

A co dziś?

Dziś Wow próbował mnie obudzić o czwartej rano, ale nic nie wyszło, bo nie dałem się. Dopiero jakąś godzinę później uległem, gdy zaczął masować mi plecy.

Wstałem - rozciągając się, najpierw oczywiście gdy Tosia i Wow zobaczyły, że już żem na nogach, zaciągnęły mnie do kuchni, i stając przy miskach (zobaczyłem, że pustych), zaczęły pomiałkiwać. Więc nasypałem karmy i do jednej, i do drugiej miski. Dopiero wtedy pojechałem zrobić jakąś małą toaletę.

 

No tak, prysznic, wymiana cewnika, golenie, i, to podstawa, jeśli nie chce się przypominać kota.

Po prysznicu, zrobiłem kawusię, i zjadłem na obiad wczorajszą warzywną z ryżem (Nawet niezła mi wyszła).  Po śniadaniu i kawie, gdy wysłuchałem, co słychać w radiu, zebrałem się, i poszedłem odebrać paczkę, z paczkomatu, bo ponoć już przyszła. 

 

Wychodząc, sąsiad mnie zaczepił czy nie mam spinaczy szkolnych do łapania dokumentów. Wiem, że zszywacz miałem, ale pewnie już jest pusty, więc powiedziałem,

- Nie ma sprawy. Za chwilę wrócę, i przywiozę Panu zszywacz. No i skoczyłem najpierw do sklepu z materiałami biurowo papierniczymi, a dopiero potem skoczyłem do paczkomatu. Tak naprawdę, dopiero drugi raz miałem iść do "papierka", i bałem się, że google maps, jak zawsze, nie poradzi sobie, ale widocznie coś się naprawdę zmieniło, bo apka zaprowadziła mnie pod samo wejście do hurtowni. Chwilę poczekałem, i jakiś pan, poprosił panią, która tam pracowała do mnie. Kupiłem, paczkę zszywek i szybko podziękowawszy, na drugą stronę i do paczkomatu. Kurewsko zimna, przeciągająca mżawka padała, a do tego musiałem rękawiczki wrzucić do prania, bo już ich nosić się nie dało.

 

Ciekawa sprawa, że kiedyś jak chodziłem o kulach, co prawda było zimno, gdy przychodziły takie pogody,  ale śmiem przypuszczać, że jednak było o wiele cieplej. Nawet gdy miałem okres, gdy chodziłem bez kurtki.

 

No nic. Zszywacze kupione, paczka z blachami sylikonowymi odebrana,, więc szybko gonię do domku. Pomyślałem, że wjadę z ulicy przy podjeździe, bo szybciej tak by było, a tu chuj. Nie da się, bo przy krawężniku leży jeszcze trochę błota pośniegowego i wózek zapiera się, gdy tylko chciałem podjechać do 8cm krawężnika. Dupa, nie dało się. Musiałem wrócić do miejsca gdzie zjeżdża się z chodnika by jechać naszą osiedlówką, i tam dopiero wjechać na chodnik. No cóż, żadnemu skur... nie chciało się zgarnąć nawet dziś, kiedy już można było, śniegu z krawężnika. Chuj z nimi. Chuj im w krzyż, bo w dupę, to przyjemność. Zamówiłem sobie łopatę śniegową, więc jak zacznie znowu sypać, to będę mógł sobie sam poodgarniać nim śnieg się zamrozi na kamień, tak by niczym nie było go można rozdzióbać.

Wjeżdżam do domu, i moje dwa łaszaki witają mnie przy drzwiach. Tosia gdy dotknęła ręki noskiem, od razu się wzdrygnęła odbiegając, a Wow nic sobie nie robił z mojego zimna, które biło ode mnie. Najpierw rękę obmerał nosem, a następnie gdy tylko drzwi zamknąłem, jeszcze przed rozpłaszczeniem się, wskoczył na kolana, i nadstawił ucho do drapania, mrucząc, i wyginając się na wszystkie strony. Ech, dobrze że się zdecydowałem rok temu na danie domu tosi, bo dzięki temu, gdy wracam do domu, dom wita mnie otwartym serduchem. O Tosi, pewnie jeszcze niejednokrotnie napiszę, jak ją zdobyłem - a właściwie ona i Zuzia, która jest teraz w węgorzewie, zdobyły moje serce.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sny o Pływaniu

Tajemnicza nieznajoma

Zaangarzowanie - Daje...